Joanna Tynor, prezes zarządu DRAGO entertainment, w rozmowie z ISBtech, o aktualnej sytuacji w polskim gamingu.
Pomimo trudnej sytuacji geopolitycznej, na polskim rynku gier w ostatnim czasie słychać coraz więcej pozytywnych doniesień, m.in. od CD Projekt Red. Czy to może być początek nowej hossy na rynku gier?
Okres lockdown’ u, spowodowany pandemią COVID-19, pokazał nam, że cyfrowa rozrywka jest silnym obszarem światowej gospodarki, który szybko stawia czoło globalnym problemom. Jeśli chodzi o polski rynek, to w ostatnich latach przodowała branża gier, która dzięki silnym produkcjom i profesjonalnym zespołom developerskim, wzmocniła swoją pozycję i odnotowywała rekordowe wzrosty. Ufam, że rynek gier i tym razem wyjdzie obronną ręką z obecnej sytuacji geopolitycznej.
Na rodzimym rynku już obserwujemy polepszające się nastroje, na co wpływa obiecujący kalendarz nadchodzących premier, czy też sentyment do takich gigantów jak CDPR, People Can Fly czy Techland. Jednak byłabym ostrożna ze stwierdzeniem, że to początek nowej hossy. Możemy założyć, że w ciągu najbliższych miesięcy w branży zauważymy kolejne ciekawe przełomy i tym samym znaczące wzrosty, natomiast jaka będzie ich skala, trudno przewidzieć.
W ostatnim czasie w na rynku nowych technologii, w tym w branży gier, miało miejsce kilka zaskakujących i kosztownych fuzji i przejęć. Czy polski rynek gier w końcu jest wyceniany atrakcyjnie i stąd nowe duże oferty kupna?
Cieszy mnie fakt, że rodzime studia mają bardzo dobrą opinię na międzynarodowym rynku gier. Nic więc dziwnego, że powodują zainteresowanie wśród globalnych podmiotów. W ostatnich miesiącach na rynku panuje prawdziwy zakupowy szał. Przykładem jest chiński Tencent, który chce przejąć pakiety w kilku zachodnich spółkach gamingowych. Zdążył już wykupić 1C Entertainment, do którego należy Cenega.
Plany inwestycyjne względem rodzimych studiów pokazują więc, że polski rynek gier osiągnął zauważalny poziom dojrzałości i atrakcyjności dla zagranicznych graczy. Natomiast przed nami jeszcze wiele do zrobienia, by konkurować z rynkami takimi jak Azja czy Ameryka Północna.
Inwestorzy z Azji wykazują coraz większą aktywność w polskiej branży gier. Ostatnie nabytki chińskich gigantów to dwa warszawskie studia. Kto może być następny i co najważniejsze, czym spowodowana jest wzmożona uwaga właśnie ze strony Chin?
Chiny to potęga światowego rynku gier. Nic więc dziwnego, że inwestorzy z tego regionu szukają coraz to ciekawszych aktywów. Holding technologiczny Tencent to doskonały przykład tego, że chińskie koncerny wykazują dużą aktywność względem europejskiej branży gier.
Co prawda ich uwaga w dużej mierze koncentruje się na producentach gier mobilnych, które są jednym z popularniejszych rodzajów gier w zasadzie w całej Azji. Ponad 40 proc. udziałów w światowym rynku gier mobilnych posiadają właśnie chińscy wydawcy. Stąd też przypuszczam, że trend akwizycyjny będzie dalej widoczny wśród producentów gier mobilnych.
Jakie widzisz perspektywy dla globalnego rynku gier?
Oczywiście gamedev, jak większość sektorów gospodarki, mierzy się z wieloma utrudnieniami, w szczególności obecnie występującymi skutkami wojny w Ukrainie, która wpływa niekorzystnie na przykład na utrudnienia w zaopatrzeniu (dla sektorów technologicznych są to m.in. globalne niedobory chipów). Jednak pomimo tego szacunki analityków są dobre. Uważa się, że globalny rynek gier ma na tyle silną pozycję, że można spokojnie mówić o potencjale na wzrosty.
Z danych rynkowych wynika, że wartość globalnego rynku gier na koniec roku ma osiągnąć wartość niespełna 200 mld USD, a do 2025 r. może urosnąć nawet do 226 mld USD. Liczba graczy na świecie także rośnie, niebawem ma przekroczyć trzy mld osób. Czuć więc w branży coraz większy optymizm. My także jesteśmy pozytywnie nastawieni. Trzeba pamiętać, że polska branża ma wiele powodów do dumy i jeszcze sporo okazji do wykorzystania.