W końcu polski Achilles wstąpił na gamingowe pola elizejskie. Błogosławiony to heros, a może jeno zwykły śmiertelnik, który przypadkiem trafił, do boskiej strefy? Przekonajmy się!
Dark Point Games trzymało „Achilles: Legends Untold” ponad rok we wczesnym dostępie. Widać jednak, że miał świadomość, jakimi prawami rządzi się takie rozwiązanie i zaproponował za swoją produkcję niewygórowaną cenę 99,99 złotych na platformie Steam. W tej kwocie dostawaliśmy wymagającą, ale satysfakcjonującą grę akcji z działającymi mechanikami. W ciągu kolejnych miesięcy do gry trafiały kolejne nowości. Dzięki temu gracze nie mogli narzekać na nudę. Sam ogrywałem wersję na PC i oto moje wrażenia.
Od bohatera do zera
Fabuła to nie jest żadna kalka znanych mitów czy opowieści ze Starożytnej Grecji. Co prawda na początek lądujemy w Troi w trakcie wojny trojańskiej, jednak podobnie jak w pierwowzorze Parys kończy egzystencję Achillesa. Ten powraca jednak po kilku latach, aby zobaczyć, iż Grecja pogrążona jest w chaosie, a niegdyś mitologiczne stwory, okazują się teraz bardzo realne. Dodatkowo zostaje on wciągnięty w boską intrygę, gdzie los zarówno śmiertelników, jak i samych bogów może być poważnie zagrożony. Nasz protagonista, chociaż wciąż pamięta, z której strony trzyma się miecz, a kopnięcie rodem z „300” potrafi posłać wrażego żołnierza na ziemię, to jest relatywnie słabszy niż za… pierwszego życia. Dlatego mamy pretekst fabularny do rozwijania postaci.
Tutaj cudów nie ma – Achilles nie zostanie nagle czarodziejem, ale możemy zdecydować czy wolimy na początek więcej punktów życia, czy zwiększone obrażenia zadawane bronią. Muszę przyznać, że zaprojektowane na tle gwiazdozbiorów menu atrybutów postaci jest przepiękne… ale momentami mocno nieczytelne. Tylko przez przypadek odkryłem, że niektóre „gwiazdy” odpowiadają za odblokowanie nowych pasywnych bądź aktywnych właściwości np. możliwości leczenia, jeśli odpowiednio szybko zaatakujemy przeciwnika, który przed chwilą nas zranił.
Ataków specjalnych jest kilka i mają różne działania – odpychają wrogów, zadają obrażenia bądź tworzą obszar leczący. Zwykle są one przypisane do konkretnych rodzajów broni, co także mocno wpływa na nasze podejście do zabawy. Do ich wykorzystania stosujemy gniew, który zyskujemy, atakując wrogów, albo wspomagając się środkami farmakologicznymi, znanymi szerzej jako mikstury. Na podorędziu mamy także wszelkiego rodzaju bomby (zbawienne na większe grupy przeciwników), noże do rzucania, pułapki oraz smary zapewniające dodatkowe obrażenia, zadawane bronią Achillesa.
Mapa świata gry jest całkiem spora, jednak podróżowanie jest dosyć przyjemne dzięki gęsto rozsianych kapliczkach poświęconych Hadesowi (tak, ten od umarlaków). Gracz może swobodnie wykonywać zadania z głównej linii fabularnej oraz pomniejsze zlecenia poboczne. Zwykle są one na poziomie „idź, znajdź i zabij”, ale zdarzają się także takie bardziej wysublimowane. Oprócz tego twórcy przygotowali pomniejsze proceduralnie generowane piwnice oraz większe lochy z opcjonalnymi bossami. Jednym słowem – Achilles ma co wyrzynać.
Taki grecki souls-lite
„Achilles Legends Unhold” to wymagająca gra, która łatwo nie wybacza błędów. Co prawda w grze dodano różne poziomy trudności, ale to wciąż kawał akcyjniaka, gdzie śmierć to nasza najwierniejsza towarzyszka. Przeciwnicy posiadają zarówno ataki specjalne, jak i te zwykłe, które możemy skontrować, albo sparować. Musimy się uczyć ruchów oponenta, bo ci po jakimś czasie zaczynają się powtarzać. Zwykle im większy stwór, tym wolniejsze ruchy wykonuje. Walki z bossami są zaprojektowane z głową i wymagają sporej zręczności. Na szczęście nie jest to poziom „Dark Souls”, więc nie raz czy dwa udawało mi się ich pokonać za pierwszym razem. O ich losie decydujemy na końcu walki i zgodnie ze wcześniejszymi obietnicami wpływa to na finał opowieści. Nie spodziewajcie się jednak wielkich plot twistów.
Każda z broni determinuje styl walki oraz umiejętności specjalne. Miecze jednoręczne zapewniają możliwość osłony tarczą, jak i błyskawiczne uderzenia, z kolei włócznia przewagę dystansu oraz możliwość skracania przeciwnika. Tutaj każdy heros znajdzie swoje ulubione podejście do walki oraz odpowiedni dobór umiejętności. Na szczęście „Achilles Legends Unhold” nie daje nam „symulatora złomiarza” i nadwyżkowy bądź słabszy sprzęt możemy z poziomu ekwipunku po prostu przerobić na walutę.
Deweloperzy zalecają granie na padzie i nic dziwnego – wyprowadzanie ataków jest mocno kierunkowe, a gra nie daje nam prostego „autocelowania” ułatwiającego walkę. Dlatego dobre ustawienie się względem oponenta może być decyzją pomiędzy życiem a śmiercią. Co prawda można także wybrać myszkę i klawiaturę – wówczas także da się grać, ale doświadczenie z rozgrywki jest uboższe.
Nie ma tutaj mowy o greckiej tragedii!
„Achilles Legends Unhold” starcza na około 17-20 godzin zabawy. Można co prawda wrócić i zagrać jeszcze raz, ale w tym przedziale czasowym poznany wszelkie tajemnice świata wykreowanego przez Dark Point Games. Czy to dużo, czy mało pozostanie kwestią sporną. Na pewno na korzyść produkcji działa niska cena oraz dalsze plany deweloperów na rozwój gry. Puryści graficzni będą kręcić nosem – do najpiękniejszych gier wydanych w 2023 roku debiut DPG na pewno nie zaliczymy. Animacje, tekstury czy dźwięki otoczenia są albo ładne, albo poprawne. Na ogromny plus można jednak zaliczyć ścieżkę dźwiękową wykreowaną przez Adama Skorupę, Krzysztofa Wierzynkiewicza oraz Michała Cieleckiego.
Do wad „Achilles Legends Unhold” można zaliczyć nierówny poziom trudności – niektórzy przeciwnicy są po prostu nieziemsko irytujący. Przykładowo wilki oraz lwy to prawdziwa zmora greckich ziem, bo atakują bardzo szybko, do tego z doskoku i na domiar złego nakładają efekt krwawienia. Kilka sekund i Achilles wraca do Hadesu… Nie brakowało mi także momentów, że bohater po prostu zaklinował mi się pomiędzy jakimiś przeszkodami i został zalany przez kilkunastu przeciwników, którzy skutecznie zablokowali mi możliwość ruchu. To zapewne zasługa zachwalanego przez dewelopera systemu GAIA (Group AI Action) zarządzający współpracą SI w otoczeniu, ale mimo wszystko… irytująca sprawa.
Niektóre lokacje także miejscami bardzo się dłużyły. Jest to o tyle nieprzyjemne, że po śmierci Achilles odradza się przy najbliższej kapliczne, ale niestety również i przeciwnicy. Jeśli właśnie pokonałeś irytującego i rzygającego trucizną pająka, to ze złośliwością mogę ci powiedzieć, że znowu będziesz musiał się z nim zapoznać. A czasami łatwo dać się ponieść fantazji, chwili nieuwagi, aby pasek naszego herosa skurczył się do wartości zerowej. Osobiście jestem wielkim antyfanem „odradzających się przeciwników”, bo po pierwsze wytrącają mnie z immersji, po drugie nie lubię dwa razy powtarzać tego samego segmentu zabawy. Mimo wszystko mechaniki „Achilles Legends Unhold” wynagradzają taką „męczarnię”, oferując co rusz nowe zdolności, bronie bądź pancerze. Co zrobić, zagryzałem zęby i ponownie likwidowałem cyklopy czy inne gryfy.
To nie koniec legendy
Dark Point Games nie ma zamiaru porzucać swojego greckiego herosa – deweloperzy już zapowiedzieli, że mają parę pomysłów na rozwój. Oprócz balansowania rozgrywki, gracze mają otrzymać nowy rodzaj przedmiotów pod postacią talizmanów, nowe mapy przeznaczone do kooperacyjnej zabawy oraz nowe zadania poboczne. Zasmuciła mnie wieść, że niestety nie zdecydowano się na edycję pudełkową (co swoją drogą także mnie nie dziwi), ale Dark Point Games przygotowało pocieszenie – model figurki Achillesa do samodzielnego wydruku. Jako fan greckiej mitologii oraz modelingu jestem kupiony.
Finalnie „Achilles Legends Unhold” to z najciekawszych polskich premier tego roku, a dla mnie prywatnie jedna z najlepszych. Dark Point Games doskonale wiedziało, jaką chcę stworzyć grę, do kogo ją kieruje oraz w jaki segment cenowy uderzyć. Finalnie dostaliśmy solidnego akcyjniaka w pysznym sosie mitologiczno-greckim, gdzie ubijanie wszelkich potworów i łupienie wrogów sprawia masę frajdy. Można śmiało i bez żadnych ubarwień powiedzieć, że polski deweloper zaliczył udany debiut. „Achilles Legends Unhold” to przyjemna odskocznia pomiędzy dużymi tytułami TripleA, na którą na pewno warto zwrócić uwagę!
Mateusz Zelek